Zachodząc w ciążę nie spodziewałam się, że w tak dziwnych i trudnych czasach się ona zakończy. Po wprowadzeniu kwarantanny i wszystkich restrykcji z nią związanych, pierwszym i głównym uczuciem, które mi towarzyszyło była obawa. Na początku przede wszystkim o badania kontrolne i regularne wizyty u lekarza prowadzącego ciążę. Następnie o rutynowe spotkanie z lekarzem w szpitalu, w którym chciałam rodzić, kończąc na samym porodzie, kiedy jeszcze nie było wiadomo, czy poród rodzinny będzie dozwolony. Na szczęście wszystkie wizyty u lekarza prowadzącego odbyły się planowo. Stan epidemii odczułam dopiero w szpitalu, kiedy trafiłam już z bólami porodowymi.
Po pierwsze do budynku mogłam wejść tylko sama. Z mężem pożegnałam się przed drzwiami. Zaraz później obowiązkowa dezynfekcja i maseczka ochronna. Mimo że wiedziałam i nastawiałam się, że będę sama, najbardziej brakowało mi osoby towarzyszącej i poczucia bezpieczeństwa, że masz na kim polegać. Na szczęście podczas samej akcji porodowej mąż mógł być obecny, co naprawdę było dużym wsparciem.
Również dni po porodzie były nietypowe. Zakaz odwiedzin w szpitalu, ciągły obowiązek noszenia maseczki i zalecenie, by zostać w pokoju z dzieckiem sprawiały, że jednak czułam się trochę nieswojo. Choć z drugiej strony cieszyłam się, że w spokoju mogę poświęcić cały mój czas nowonarodzonej córce, poznać ją i cieszyć się wspólnym czasem. Ta sytuacja miała więc również swoje pozytywne strony. Obawiałam się też, że w szpitalu będę pozostawiona sama sobie, że przy wypisie będę musiała sama poradzić sobie z bagażami i dzieckiem, ale tu personel szpitala wykazał się bardzo dużym zrozumieniem i chęcią pomocy. Naprawdę czułam się tam pod dobrą opieką i wiedziałam, że mogę liczyć na personel medyczny.
Powrót do domu i pierwsze dni w nim spędzone też były inne – przede wszystkim brak odwiedzin rodziny i przyjaciół. To bardzo przykra sytuacja, kiedy w tak ważnych chwilach w życiu najbliższa rodzina nie może z nami świętować i przede wszystkim poznać nowego członka rodziny.
Ten z jednej strony radosny i pełen szczęścia dla nas czas był i jest wypełniony obawą i niepokojem. Wymaga on od nas również dużo cierpliwości, przede wszystkim w stosunku do starszych dzieci, które pozbawione kontaktu z rówieśnikami, ciągle potrzebują uwagi i organizacji czasu. Macierzyństwo w czasie pandemii stawia nie lada wyzwanie. Opieka nad noworodkiem i dwójką małych dzieci, które nie rozumieją dlaczego nie mogą iść do przedszkola, na plac zabaw, spotkać się z kolegami, wymaga dużo cierpliwości i sił.
Również niepewność jutra i czekanie na powrót normalności jest bardzo obciążająca. Na pewno ten czas pozostanie w naszej pamięci jako bardzo wyjątkowy. Z jednej strony pełen obaw i niepokoju, a z drugiej mimo wszystko jako czas, w którym mogliśmy w spokoju, bez zwykłej codziennej gonitwy poznać nasze najmłodsze dziecko i cieszyć się czasem ze starszymi dziećmi. Dla mnie osobiście, mimo że tęsknię za normalnością to wyjątkowy czas, który mogę spędzić tylko z najbliższymi: mężem, dziećmi, gdzie nikt nas nie pogania, nigdzie nam się nie spieszy, gdzie każdy zwolnił i po prostu możemy być razem.
Comments